– Jednak wcale nie wydajesz się stary. – Zawsze była

– mimo wszystko wcale nie wydajesz się stary. – Zawsze byłaś szczególnie uparta. – Znów się roześmiał czy też potrząsnął głową. W Astrophell Shannon narobił sobie kilku potężnych wrogów, którzy mogli umieścić agenta w delegacji gości z północy. Z owego względu każdy mag z Astrophell stanowił potencjalne zagrożenie, a jednak – pomimo niebezpieczeństwa – czerpał przyjemność z rozmowy z byłą studentką czy też wspominania minionego życia. – Amadi, za pięć lat zamierzam rozpocząć pisanie ducha – stwierdził, przekomarzając się. – Nie zawracaj więc sobie głowy schlebianiem mi na temat młodego wyglądu, to tylko przypomina o twojej przewadze. Nie ma tu mojego chowańca, który mógłby posłużyć mi wzrokiem. Ajestem ciekaw twojego wyglądu po... ile to okresu minęło? pięćdziesiąt lat? Podeszwy butów Amadi zaszurały po podłodze. – Możesz obejrzeć palcami – powiedziała, nagle znacznie bliżej. owego się nie spodziewał. – To... – Ucichł, gdy ujęła jego dłonie czy też przytknęła do swoich skroni. Chwila niepewności. Potem opuszki jego palców przesunęły się po obrysie jej brwi, w dół poprzez głęboko osadzone oczy, poprzez ostre wzniesienie narządu węchu, potem łagodnie po zaciśniętych wargach czy też wzdłuż delikatnego podbródka. Pamięć podsunęła kolory: kość słoniowa dla skóry, czerń dla kosmyków, szaroniebieski dla oczu. Wyobraźnia przemieszała dotyk ze wspomnieniami, tworząc obraz bladej czarodziejki z gęstymi dredami czy też beznamiętnym wyrazem twarzy. Shannon przełknął ślinę. Nie przypuszczał, że spotkanie z dawną studentką jest wyglądać w taki sposób. – W twoich włosach musiało się już pojawić trochę siwizny – rzucił szybciej, niż miałby energię. – Więcej niż trochę – przyznała, odsuwając się. – Powiesz mi, jak poznałeś mnie poprzez drzwi? – Od kiedy straciłem zwykły wzrok, moje czarodziejskie spojrzenie przenika materialny świat, umożliwiając mi widzenie magicznego tekstu. Nawet poprzez drzwi rozpoznałem twoje złożone apozycje. – stale pamiętasz styl mojej prozy? – Usłyszałem także twoje imię wymienione wśród członków delegacji z Astrophell, spodziewałem się więc, że prędzej czy później na siebie trafimy. – Wzruszył ramionami. – Okazało się, że całkiem prędko. – Magistrze, chciałam porozmawiać o... – Proszę, mów mi Agwu – przerwał jej. – Albo Shannon... tak zwracają się do mnie przyjaciele, jeśli mają problem z moim północnym imieniem. – Nie sądzę, żebym potrafiła – wyznała, po czym zachichotała. – Pamiętasz, jak łapałeś mnie czy też innych akolitów poza łóżkami? Jak po czymś takim mogę zwracać się do ciebie „Shannon”? Roześmiał się razem z nią czy też wrócił na swoje krzesło. – prawie zapomniałem. Byliście niewielkimi potworkami. Powiedz mi, co szmuglowaliście do akademii? Parkę zabłoconych świń? Proszę, usiądź. – Świń? W Astrophell? – zapytała. Jej krzesło zatrzeszczało. – To była tylko jedna, czy też to szczególnie czysta koza. – Cokolwiek to było, skoro osobiście nosisz laskę wielkiego maga, z pewnością możesz mówić do mnie Shannon. – Usiadł na swoim miejscu. – No prawidłowo, Shannon, mam dla ciebie wieści o twojej wnuczce. Poczuł ściśnięcie żołądka. Mówiła lekkim tonem, ale jej słowa oznaczały koniec