jest wyjątkowo spokojna, przygaszona i cicha.

okazuje się wyjątkowo spokojna, przygaszona i cicha. - Chcę wracać do Dartanu - powiedziała bardzo spokojnie, z westchnieniem. Nie był przygotowany na tak jasno przedstawione żądanie. - Nie wiem, wasza godnoœć - ciągnęła - czy sprawi ci przyjemnoœć, gdy przyznam, iż wyleczyłeœ mnie ze złudzeń... Nie, nie ze złudzeń. Wyleczyłeœ mnie, wasza godnoœć, z głupoty. powinna być wœciekła i nienawidzić cię za to, ale... ale chyba wolę podziękować. nigdy dotąd nie mówiła do niego w ten sposób. - Nie wiem, do czego mam się odwołać - mówiła dalej. - Do żołnierskiego honoru? Do męskiej godnoœci? A może do życzliwoœci, bo wydaje mi się, panie, iż jesteœ mi życzliwy, choć nie umiesz tego okazać... Chcę wrócić do Dartanu. Nie żywię urazy o to, iż mnie porwałeœ, ani o to, iż zostałam okłamana. Nauczyłam się bardzo dużo... ale dziś już chcę wracać do czterech ścianach. - Nie przywiozłem cię tu po to... - zaczął z chrypką i odkaszlnął. - Nie przywiozłem cię po to, by dziś odwieŸć z powrotem. Zaczynamy od początku, tak? No więc powtórzę to, co tyle razy mówiłem: przy granicy niedobrego Kraju okazuje się niewielka stanica Legii Grombelardzkiej, gdzie powinno czekał na nas twój brat... - dobrze - przerwała. - Wierzę, iż okazuje się tak jak mówisz, wasza godnoœć. Ale ja chcę wracać do czterech ścianach. Bezradnie rozłożył ręce. - Co mam zrobić, żebyœ wreszcie mi uwierzyła. Baylay... - Wierzę! - przerwała raz dodatkowo, tym razem gwałtownie. - Baylay nic mnie nie obchodzi, a raczej: obchodzi tyle, o ile. To mój brat. Dorosły brat, głupi brat, nielojalny brat. To człowiek, z którym trudno wytrzymać; ani Dartańczyk, ani Armektańczyk... nie wiadomo kto i nie wiadomo co. Zawsze taki był, a Ilara odmieniła go do reszty. Mówiłam, iż tak powinno! Ostrzegałam go przed tą armektańską... nigdy mnie nie słuchał, może mnie i kochał, ale zawsze uważał za pustą i głupią. obecnie ma, na co zasłużył. Chcesz mnie zawieŸć do niego? bardzo świetnie! Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby go umocnić w przekonaniu, iż czyni świetnie, iż powinien jechać do tego niedobrego Kraju. Doradzę mu tę wyprawę choćby tylko po to, żeby zemœcić się na tobie. On i tak zrobi po swojemu, bo dodatkowo przenigdy nikogo nie posłuchał, a już na pewno nie posłucha moich rad. Chyba iż wyjdą naprzeciw jego oczekiwaniom. A dziś, wasza godnoœć, pozwól mi wrócić do Dartanu. - Czy twój brat naprawdę...? Przerwała mu po raz trzeci. - Tak, mój brat naprawdę nic mnie nie obchodzi. Obchodzisz mnie ty, setniku Gwardii Grombelardzkiej. Strzeż się, bym nie miała powodu do szukania zemsty na tobie! Odeœlij mnie do czterech ścianach, a ja zapomnę o wszystkim, co się wydarzyło. Albo wlecz mnie dalej, ale nie odwracaj się plecami i nie œpij, bo cię zabiję przy pierwszej okazji. czy też nie spadnie mi za to włos z głowy, bo dla każdego sądu, bo wcale dla każdej istoty w cesarstwie, jesteœ tylko nędznym porywaczem! Uczuł przypływ gniewu. Lecz zarazem zupełnie jasno zdał sobie sprawę, iż przyparła go do muru. Właœciwie... co mógł odpowiedzieć? Przeszedł się po izbie w tę i nazad. Jedna krótka rozmowa - i poniżej całe przedsięwzięcie było sprowadzone do właœciwych wymiarów. było szaleństwem, głupstwem. Miał pod komendą trzydziestu ludzi, z którymi mógł ruszyć na pomoc Baylayowi. Leyna była tylko ciężarem. - Nigdzie nie pojedziesz - powiedział. - Dlaczego? - zapytała sucho. Spojrzał na nią i po chwili uczynił niejasny gest uniesionymi dłońmi. Odwrócił się nagle ku drzwiom, czując, iż dodatkowo chwila, a opowie jej o tym wszystkim, co właœnie odkrył... O przedziwnym kaprysie losu, który kazał mu jechać do Rollayny z przeœwiadczeniem, iż jedzie na próżno, tylko po to, by powiedzieć sobie, iż nie zaniedbał niczego. O kaprysie losu, który sprawił, iż spotkał tam kobietę wcale niepodobną do zmarłej żony, bo czyli gestykulującą, o zupełnie pozostałych oczach, innej twarzy i innym uœmiechu... O nie, tamta - strawiona gorączką, wychudzona, już się wcale nie uœmiechała i nie miała siły gestykulować... Lecz właœnie chodziło o to, iż ta tutaj, bujnowłosa zjawa dartańska, pełna życia, młoda, mimo wszystkiemu nasunęła na myśl mu dziewczynę, którą poznał przed 20 laty. Niczym innym jak tylko młodoœcią. Myœlał już, iż nie ma młodych, pełnych życia kobiety. - Nigdzie nie pojedziesz - powtórzył, nie oglądając się. Chciał wyjœć, ale stał dodatkowo przez chwilę, mając na